W prawdzie o ojcostwie

Proboszcz koszalińskiej parafii katedralnej, a wcześniej wieloletni rektor Wyższego Seminarium Duchownego był gościem comiesięcznego spotkania mężczyzn we franciszkańskiej pustelni.

– Mądry ojciec wydobywa mężczyznę z chłopca poprzez zabawę: idziemy razem na Lecha Poznań, kupujemy szalik, biegamy, gramy w piłkę, siłujemy się na rękę. Chłopak musi mieć poobijane łokcie i kolana, bo taka jest struktura mężczyzny – wojownika, konfrontującego się z rzeczywistością. Co dzieje się, kiedy ojca nie ma? I to zarówno fizycznie, jak psychicznie, bo często bywa tak, że ojciec w domu jest, ale albo jest tak zmęczony, że idzie spać, albo chowa się przed telewizorem, za gazetą? Przy dużym uproszeniu: jeśli chłopak trafia na pustkę, to zaczyna się cofać. Kto chciałby konfrontować się z pustką? Więc cofa się duchowo do łona matki. Jego psychika układa się embrionalnie, zamyka się – wyjaśniał ks. Jastrząb.

Mówiąc o przyczynach dzisiejszego kryzysu ojcostwa wskazywał na industrializację, rewolucje społeczne, przemiany kulturowe, bunt młodzieży przeciwko plastikowym, sztywnym relacjom, których nie zastąpi komfort materialny, filozofie i konstrukcje człowieka odrzucające obraz Boga jako miłosiernego ojca. Konsekwencje braku ojca w życiu syna rozciągają się na jego dorosłe życie.

– Kiedy chłopak dorasta nie jest przygotowany do tego, żeby być odpowiedzialnym za żonę, za swoje dzieci. Bo nie został wprowadzony w konfrontacyjne funkcjonowanie, w odwagę, męstwo, podejmowanie decyzji, schodzenia z pola z tarcza, albo na tarczy, podnoszenia się po przegranej. Jeśli tego nie ma, to wystarczy pierwszy kryzys, jedno kuszenie i wykłada się bez umiejętności podnoszenia się. Ciągle się bawi, zmienia samochody, wciera kremiki. Ja nie mam nic przeciwko sanitarce, ale nie układanie loczków, przycinanie bródek i pachnidełka!

Tym duchowym kodem można zrozumieć wiele problemów: małżeństwa, które się rozpadają, homoseksualizm, narkotyki czy alkohol, sekty – mówił ks. Jastrząb.

– Córka dla ojca jest księżniczką. On nosi ją na rękach, co nie znaczy, że nie stawia wymagań. W ten sposób córka uczy się szacunku dla samej siebie. Potem patrzy na każdego mężczyznę przez pryzmat swojego taty: mój tato mnie szanował, więc wiem, kogo chcę. A jak ojciec był łajdusem? To przytula się do każdego chłopaka. Nie szuka w nich seksu, tylko czułości, akceptacji, wszystkiego, czego nie dał jej ojciec – dodawał.

Panom, którzy nie zawsze potrafili udźwignąć ciężar ojcostwa ks. Jastrząb podpowiadał, że najważniejsze jest przebaczenie: sobie, własnym rodzicom i Bogu.

– Cokolwiek by się wydarzyło w historii wychowywania syna czy córki trzeba sobie przebaczyć. Nie patrzeć na swoje przegrane momenty w życiu swoimi oczami, ale przyjąć w całej prawdzie wzrok Jezusa Chrystusa. Stanąć przed Nim bez ściemy ze wszystkim, co jest w nas: stało się, przebacz mi. Bóg nigdy nie odrzuca, kocha nas bezwarunkowo, jest oszalały z miłości również do tych przegranych. Więc przebacz sobie. Przebacz rodzicom jeśli nosisz w sobie zranienia. Bywa, ze stajesz i mówisz: nie mogę. Nie umiesz przebaczyć tego, co ojciec zrobił tobie, czy matce. Co wtedy? Stań przed Panem Jezusem i proś: „Ty przebacz za mnie, bo ja jeszcze nie umiem”. I przebacz Bogu, do którego nie raz i nie dwa masz żal o to, jakie jest twoje życie, że nieudane, że byle jakie. On wszystko o twoim życiu wie. Odkryj, że istniejesz. Najpierw odkrywasz to, że jesteś jestem człowiekiem, potem to, że jesteś mężczyzną, potem to, że jesteś chrześcijaninem, na końcu to, że jesteś ojcem. Jest za co Bogu dziękować – mówił panom.

Powyższa relacja Karoliny Pawłowskiej pochodzi z Gościa Niedzielnego.

Przekaz ks. Nikosa

– Jeśli chcesz być prawdziwym mężczyzną, nie patrz na model, który daje ci świat. Patrz na Chrystusa, który stał się słaby. Stał się grzechem. Był bez grzechu, ale wziął na siebie grzechy najgorszych grzeszników tego świata. Odwagi! – zachęcał mężczyzn świętujących w Darłówku ks. Nikos Skuras.

Z każdą kolejną godziną panów gotowych na świętowanie pojawiało się coraz więcej, choć i tak – ku rozczarowaniu organizatorów – trudno było mówić o tłumach. Bardziej dopisali goście, którzy na jubileusz przyjechali z Gdańska, a nawet z Rzeszowa, niż bracia z diecezji.

– Jest ciekawie odkrywać mentalność Boga. Bo myśmy się nauczyli w Kościele polskim mentalności masowej. Mentalność Jezusa jest inna: angażuje wielkie siły, przygotowania, jak na tysiące ludzi, oznakowane całe miasto, chór, biskupa, który przyjeżdża tu dla takiej garstki. A teraz wyobraź sobie, że Bóg angażuje tylu ludzi dla jednej osoby. Żeby ją zbawić. To jest mentalność Jezusa. To jest mentalność prawdziwego mężczyzny, który zostawia 99 owiec, które nie potrzebują nawrócenia, i idzie po tę jedną – tłumaczył przygaszonym nieco mężczyznom ks. Nikos Skuras.

Wędrowny katechista Drogi Neokatechumenalnej, znany z ognistego temperamentu i kontrowersyjnego przepowiadania, głosił dla panów homilię podczas Mszy św., której przewodniczył bp Krzysztof Włodarczyk.

Jeszcze przed świtem mężczyźni rozpoczęli dzień modlitwą w porcie Karolina Pawłowska /Foto Gość – Może jest tak, że wciąż popełniasz ten sam grzech, więc doszedłeś do wniosku, że nie warto się spowiadać. Że wrócisz do Jezusa dopiero, jak się poprawisz. A ja ci mówię: nie bądź głupi, wróć do Jezusa już dzisiaj. Zrzuć na Niego swój grzech, bo go już 2 tys. lat temu wziął na siebie. Kupił twoje grzechy, płacąc własną krwią. Więc przestań trzymać te grzechy przy sobie, oddaj je, żebyś mógł być prawdziwym mężczyzną, który akceptuje swoją historię, swoją słabość, swoją grzeszność. Który akceptuje to, że nie może być idealnym mężem, ojcem, katolikiem. Akceptuje i pozwala Chrystusowi kochać siebie takim słabym i takim grzesznym – przekonywał panów ks. Nikos, zachęcając do korzystania z sakramentu pokuty i pojednania.

Po Mszy św. i biskupim błogosławieństwie panowie przenieśli się z kościoła św. Maksymiliana Kolbego do portu, w którym czekała na nich uczta muzyczna: koncert najlepszych zespołów szantowych.

Jak podkreślają sami panowie uczestniczący w jubileuszu, potrzeba im doświadczenia męskiej wspólnoty, przekonania, że stanowią realną siłę i mogą – zaczynając od siebie – dokonywać dobrych przemian w świecie.

– Potrzeba mężczyznom takiego zwołania, żeby pokazać, że są mężczyznami także z faktu wiary. Jezus to prawdziwy mężczyzna, który pokonał grzech i śmierć cichością i pokorą, nie siłą. Tym powinien kierować się prawdziwy mężczyzna. To jest zginanie męskich kolan – uważa ks. Jerzy Bąk, opiekun męskiego środowiska powstającego w diecezji.

Jak mówi, z kolan trzeba się też podnieść i stanąć mocno na nogach wobec świata. – Jezus potrzebuje wojowników, bo w dzisiejszym świecie trwa walka na śmierć i życie. Kto ma stanąć do walki, jeśli nie mężczyzna? – pyta duszpasterz.

Świętowaniu w Darłówku patronował bł. Jan z Łobdowa, którego wspomnienie przypada jutro. Będzie to zarazem pierwszy we franciszkańskim klasztorze nad morzem odpust ku czci tego nieco zapomnianego świętego.

– Trudno mierzyć się z takim żywiołem, jakim jest morze, bez oparcia w Bogu. A On posługuje się „swoimi ludźmi”, czyli świętymi. Od roku w Darłówku bł. Jan z Łobdowa, zapomniany przez wieki, a teraz na nowo odkrywany franciszkanin z XIII w., mieszka z nami w swoich relikwiach. Ludzie modlą się za jego wstawiennictwem i wypraszają wiele łask – mówi o. Sebastian Fierek, proboszcz parafii pw. św. Maksymiliana M. Kolbego.

Dawniej bł. Jan Łobdowczyk ratował rozbitków na wodzie, dzisiaj ratuje również rozbitków życiowych. A tych w naszym województwie przodującym w liczbie rozwodów, z problemem alkoholizmu, beznadziei i niskim procentem uczęszczających na niedzielne Msze św., nie brakuje.

– Właśnie do nich Kościół musi w pierwszym rzędzie wychodzić z orędziem Ewangelii. Nasze dzisiejsze spotkanie jest próbą takiego ewangelizowania przez świadectwo. My, duchowni, do wielu środowisk nie dotrzemy, wiele drzwi już jest przed nami zamknięte, potrzeba ludzi świeckich, uformowanych, mających mocne oparcie w Chrystusie, którzy będą żyć wiarą i nieść ją innym: dzisiaj są to świętujący w Darłówku mężczyźni, którzy mają szansę dotrzeć do innych mężów i ojców – podkreśla o. Fierek.

Relacja Karoliny Pawłowskiej z Gościa Niedzielnego.

Byłem trupem

Karolina Pawłowska w Gościu Niedzielnym:

Przez ponad godzinę Andrzej „Kogut” Sowa opowiada o swoim życiu.

– Nie ma takiego bagna, z którego Jezus nie mógłby wydostać człowieka – mówi.

Kogut nie tylko na Śląsku był legendą. Punkowiec, wchodząca gwiazda jarocińskiego festiwalu, król ostrych melaży suto zakrapianych alkoholem w każdej postaci i narkotykami. Zaczynał od jednego skręta i hodowli marihuany w przydomowym ogródku. Żeby było fajnie, żeby mieć kolegów. Potem była już tylko równia pochyła. Coraz więcej alkoholu, coraz mocniejszy towar.

– Tak działa diabeł, taka jest rzeczywistość grzechu. Zaczyna się od drobiazgów, które powoli zabijają sumienie. Bo przecież co w tym złego, że czuję się świetnie, że się bawię, że mam kumpli i dziewczyny? – mówi do ponad setki mężczyzn ciasno upchniętych w niewielkiej kaplicy na Górze Polanowskiej. Nie przebiera w słowach.

– Właściwie zajmowałem się tylko ćpaniem i produkowaniem narkotyków. Doszedłem do stanu, w którym potrafiłem ćpać dziennie 20 mililitrów heroiny. Okradałem rodziców i znajomych, dilowałem, wykorzystywałem ludzi. Policja mnie ścigała, miałem zarzuty ze wszystkich paragrafów o narkotyki – wylicza jak na spowiedzi.

– Kiedy człowiek wyrzuci Boga ze swojego serca zostaje wielka dziura. Można wrzucać w nią tony narkotyków, zalewać alkoholem, zapełniać seksem, pieniędzmi, karierą, a i tak nie da się wypełnić. Chce się tylko ciągle więcej i więcej, bo nic nie jest w stanie zaspokoić głodu – mówi.

Po czterech latach heroinowego ciągu i mieszkaniu w piwnicy jednej z legnickich ruder w glanach i skórzanej kurtce ważył niecałe 50 kg.

Były narkoman, muzyk punkowy dzielił się świadectwem nawrócenia i modlił się razem z ponad setką mężczyzn.   Były narkoman, muzyk punkowy dzielił się świadectwem nawrócenia i modlił się razem z ponad setką mężczyzn. Karolina Pawłowska /Foto Gość – Byłem zawszony, wkłuwałem się wszędzie gdzie się dało, czasami przez trzy godziny, żeby pod zrostami znaleźć żyłę, miałem taką ropowicę, że dziura na kostce sięgała do kości. Jednego razu obudziłem się, bo coś po mnie chodziło. To był szczur, który zjadał moje strupy. Byłem trupem – wspomina.

Z pomocą przychodzi przypadkowo napotkana dawna koleżanka. Zabiera go do domu, karmi, leczy. Potem proponuje wyjazd na imprezę do ludzi poznanych w Jarocinie. Jak się okazuje na… rekolekcje charyzmatyczne.

– Do kościoła chodziłem tylko po to, żeby spokojnie sobie przyćpać. Dawno się z tego wypisałem. Jeden „czarny” pedofil, inny uzależniony od pieniędzy, sąsiad, porządny katolik po pracy „naprawia” żonę pięściami, plotkujące stare baby i ja mam w takiej szopce uczestniczyć? – żywo gestykulując oddaje swoje ówczesne nastawienie do Kościoła.

– Wiem, co mnie do doprowadziło do takiej nienawiści. Spotykałem buddystów, krisznowców, szamanów, bioenergoterapeutów. Latałem z wahadełkiem, wywoływałem duchy, rzucałem przekleństwa. Potem czułem, że ktoś ciągle jest przy mnie. Jak ćpałem i sam się unicestwiałem, to było w porzo. Jak tylko zaczynałem jakiś detoks, to zaczynały się jazdy: rzeczy na biurku się ruszały, zasłony się zawijały, podłoga skrzypiała, chociaż nikt nie chodził. Coś mnie paraliżowało, dusiło. Demon zrzucił mnie z łóżka – wyznaje.

Na rekolekcje do Konarzewa jednak dojechał. Żeby – jak mówi – „rozpierdzielić imprezę nawiedzonym Jezuskom”.

Naćpany po uszy trafił do charyzmatycznej wspólnoty, jakiej nigdy wcześniej nie poznał. I zderzył się z… miłością. Ludzką i Bożą. Ale zaczęły się też objawy głodu narkotycznego.

– Ćpunowi od razu włącza się jedno: trochę kasy mam, trochę kasy wysępię od Marzeny, ksiądz coś gadał o Caritasie. Nazbieram na bilet do Poznania i na metę. Poszedłem do księdza i mówię, że potrzebuję pieniędzy na bilet. A on mówi: dobra, ale mamy taki zwyczaj, że przed wyjazdem z rekolekcji modlimy się nad człowiekiem wstawienniczo przez nałożenie rąk. Ale kasę dacie? No to się módlcie – opowiada.

Tam gdzie skończyły się możliwości człowieka, zaczęły się możliwości Pana Boga. W ciągu pięciu minut Kogut został uzdrowiony z jedenastoletniej narkomanii. 3 lutego 1993 r. narodził się Andrzej Sowa.

Dzisiaj mówi o sobie, że jest szczęśliwym człowiekiem. Z tłumu wyróżniają go nie tylko dredy i bojówki. Silna wiara i bezgraniczna ufność Bogu, który go nie zawodzi. Który uzdrawia, „załatwia” pracę, mieszkanie, rozwiązuje problemy.

– Dzięki temu, że Jezus za mnie umarł i mnie odkupił ja żyję. Wszyscy moi koledzy, z którymi ćpałem, poszli do piachu, mogę ich odwiedzać na cmentarzu. Doświadczyłem, czym jest moc Chrystusa. Ja wiem, dzięki Komu dzisiaj tutaj stoję, dzięki Komu jestem szczęśliwym człowiekiem, mężem i ojcem. Wiem, Kto mi przywrócił wolność i godność człowieka, Kto dał mi drugie życie – mówi bez cienia wątpliwości w głosie.

– Jezus nie jest do opowiadania, Jezus jest do życia Nim – dodaje.

Spotkanie z Andrzejem Sową było pierwszym po wakacyjnej przerwie męskim spotkaniem na Górze Polanowskiej. Było też ostatnim przed zbliżającym się wielkim świętowaniem, czyli zaplanowanym na 7-9 października Jubileuszem Mężczyzn.

Pokonaliśmy słabość

MDK16_0566Weszliśmy w trzech grupach na Świętą Górę Polanowską: dwie ponad 30-osobowe grupy z Miastka i z Bobolic oraz jedna prawie 50-osobowa ze Świętej Góry Chełmskiej. Głównie po twardej drodze asfaltowej, która odbija się na stopach. Końcowy etap po starym nasypie kolejowym, z nierównościami wybijającymi z rytmu. Ostatnie metry z największym nachyleniem. Każdy miał swój własny moment kryzysowy. Ale wszyscy spotkaliśmy się w kościele pustelni polanowskiej. Rozważania drogi krzyżowej posłużyły wielu za rachunek sumienia, u stóp pustelni wyznali grzechy w sakramencie pokuty. Mszy przewodniczył ks. Krzysztof Zadarko, radość tym większa, że przybył do nas po rekonwalescencji po operacji. Tak swoją drogą który biskup jest na tyle szalony, żeby zerwać się z łóżka w nocy, dojechać 40km i odprawić mszę o 4 rano! W kazaniu połączył powołanie mężczyzny z przykładem życia św. Józefa, którego uroczystość właśnie przypadła. Agape po mszy spożyliśmy w pustelni. Żurek i bigos po takim wysiłku smakowały jak nigdy.

Obejrzyj galerię zdjęć.

Powróć jeszcze raz do rozważań drogi krzyżowej.

Posłuchaj co Marcin, Władek i Robert powiedzieli o MDK16 w Radiu Koszalin:

o.Radosław Solon

Zachęcamy do przypomnienia sobie treści katechezy o. Radosława Solona o synu marnotrawnym ze spotkania dla mężczyzn dnia 25 lutego 2016.

Zapis spotkania z 28 stycznia 2016

Pierwsze spotkanie czwartkowe w 2016 roku już za nami. Gościliśmy o. Romana Ziołę, przełożonego klasztoru franciszkańskiego w Lęborku. Posłuchajcie jego katechezy o tym że Pan Bóg może Cię wyprowadzić z każdego grzechu, z bycia niewolnikiem. Mężczyzna może zawsze powstać w Jezusie. Ma zawsze czerpać siłę z relacji z Ojcem. Na końcu kilka słów o. Janusza, Marcina I Roberta o jubileuszu mężczyzn i 23 urodzinach o. Janusza.

Rok Miłosierdzia rozpoczęty

Mszą św. o północy mężczyźni zakończyli całodobową adorację Najświętszego Sakramentu. Czuwaniem poprzedzili otwarcie Świętych Drzwi w koszalińskiej katedrze i rozpoczęli przygotowania do wielkiego wydarzenia.

W ciszy kaplicy koszalińskiego Domu Miłosierdzia panowie trwali przy Jezusie całą sobotę: od północy do północy. W ten sposób chcieli dobrze wejść w rozpoczynający się Rok Miłosierdzia i zaznaczyć, że będzie on także czasem ich osobistej modlitwy.

„Na warcie” zmieniali się co godzinę, jak w modlitewnej sztafecie. Niektórzy spędzili przed Najświętszym Sakramentem znacznie więcej niż zadeklarowana godzina, dla innych było to pierwsze takie doświadczenie w życiu.

– Niektórzy mówili, że oni tego „nie czują”, nie wiedzieli co robić przez całą godzinę sam na sam z Panem Bogiem, ale przyszli. Efekt tego trwania? Choćby propozycja zorganizowania Marszu dla Jezusa w Koszalinie, wyjścia na ulice ze świadectwem wiary – przyznaje z uśmiechem Marcin Piotrowski, jeden z inicjatorów przedsięwzięcia.

Eucharystię kończącą czuwanie sprawował ks. Jerzy Bąk, opiekun duchowy męskiego ruchu, który powstaje w diecezji. W wygłoszonym do mężczyzn słowie odwołał się do postaci Jana Chrzciciela z czytanej Ewangelii.

– Przez postać Jana Chrzciciela, mocarza wielkiego, Pan Bóg chce powiedzieć mnie i tobie: „zacznij, chłopie, przekuwać swoją wiarę w czyny”. Bez działania wiara jest trupem, jest martwa – zachęcał panów.

– Tym, którzy przychodzą do niego, Jan nie mówi: porzuć swoją pracę, idź na pustynię, zostań eremitą, jedz korzonki i szarańczę. Mówi im, żeby pozostali na swoim miejscu, byli żołnierzami, celnikami. W nawróceniu nie chodzi o zmianę pracy, ale o uczciwość, przejrzystość i wierność. Nawrócenie to nie spektakularne gesty, ale zmiana sposobu działania, by wszystko, co się robi, robić ze względu na Jezusa. Przemiana dotyczy wnętrza, serca człowieka – wyjaśniał.

Męska adoracja sztafetowa poprzedziła otwarcie Świętych Drzwi w koszalińskiej katedrze. 24-godzinnym trwaniem przed Najświętszym Sakramentem panowie rozpoczęli także przygotowania do zaplanowanego październikowego ogólnopolskiego wydarzenia.

– Na razie wiemy, jak się będzie to nazywało: Jubileusz mężczyzn. To inicjatywa mężczyzn z całego kraju. Polska została podzielona na trzy bieguny z ośrodkami w Krakowie, Warszawie i właśnie w Koszalinie. Te przygotowania chcemy oddać w całości Jezusowi, żebyśmy się nie nakręcali, że mamy w tym jakieś zasługi, dlatego zaczynamy od spotkania z Nim – zdradza Marcin Piotrowski.

Jesienne męskie spotkanie będzie trwało trzy dni. Zaproszeni na nie są panowie z całej północnej Polski.

– Mężczyźni, którzy zaprosili nas do udziału w tym przedsięwzięciu zaproponowali nam jeden możliwy termin 7-9 października. Nie uszło naszej uwadze, że pięknie się to zbiegło ze wspomnieniem bł. Jana z Łobdowa, którego relikwie są w Darłówku, a więc jeden dzień z tego męskiego świętowania będzie się obywać w tamtejszym klasztorze franciszkańskim, a dwa w Koszalinie – dodaje Marcin Piotrowski.

(tekst: Karolina Pawlowska, koszalin.gosc.pl)

W Adwent z grubej rury

Pierwsza reakcja na Promieniste Zejście to artykuł w koszalińskim Gościu. Tekst pani Karoliny Pawłowskiej znajdziecie TUTAJ.

A galeria zdjęć z imprezy autorstwa tejże dziennikarki TUTAJ.

Wasze zdjęcia i filmiki koniecznie przesyłajcie na nasz adres mejlowy lub do Marcina.